- Strona główna
- Wydarzenia
- Musztarda po obiedzie?
Historia musztardy sięga czasów Pliniusza Starszego, który gorczycę zmieszał z octem, tworząc specyfik z zaleceniem leczenia reumatyzmu, nadciśnienia i ku polepszeniu procesów trawiennych. Niebagatelną modyfikację stanowiło dodanie do specyfiku miodu i oleju, co miało znaczny wpływ na jego walory smakowe. W średniowieczu proste w swym składzie musztardy jadano w domach warstw niższych, natomiast wytrawni musztardnicy przygotowywali z wykwintniejszych składników specyfik zachwycający dwory królewskie czy papieskie. Zalegalizowano wówczas cech musztardnika, który jako swojego patrona, wspólnego z cechem winiarzy, wybrał św. Wincentego. Sentyment do smaku musztardy miał papież Klemens VII, jadający ją również w formie deseru z dodatkiem owocowych nut i wanilii. W Polsce bywała też serwowana jako deser. Podobno Napoleon, widząc taki sposób jadania musztardy miał skomentować starym, francuskim powiedzeniem: „Ależ to musztarda po obiedzie!”, co stanowi stosowany również współcześnie zwrot, gdy na coś jest już za późno.
Choć Barry Levenson, kustosz amerykańskiego. Muzeum Musztardy ustanowił 6 sierpnia jej dniem, to wcale nie „musztarda po obiedzie”, żeby dziś wspomnieć, że w kozłowieckich zbiorach możemy odnaleźć eleganckie naczynia do serwowania musztardy – musztardniczki. To osiemnaście specjalnych naczyń z pokrywką i łyżeczką. Eksponowane są obecnie w pałacowym kredensie, odnajdziemy je wśród licznych naczyń, w szafie i na stole. Najszlachetniejsza w kolekcji, udekorowana została klejnotem herbowym rodziny Zamoyskich, Półkozicem w dziewięciopałkowej koronie. Stanowi część serwisu herbowego Zamoyskich, z dawnych zbiorów kozłowieckich właścicieli. Najwięcej musztardniczek, bo aż szesnaście, pochodzi z kompletu zastawy stołowej wykonanej w Berlinie. Pokrywkę udekorowano uchwytem w kształcie pąka róży, a beczułkowaty kształt naczynia dekorowany jest reliefem typu Neue-Osier, przypominającym wiklinową plecionkę. Ostatnią, najbardziej współczesną jest musztardniczka szklana, o fasetowanych ściankach. Wylew naczynia ujmuje metalowa obręcz, do której zamocowana została drewniana pokrywka na zawiasie, zwieńczona metalową czapeczką z uchwytem. Do nabierania musztardy załączona została drewniana łyżeczka. Naczynie wykonała z w latach 20.30. XX wieku firma ART.KRUPP BERNDORF. Taka informacja zamieszczona została z puncą, którą stanowi postać niedźwiedzia stojącego na tylnych łapach. Firma, założona przez Alfreda Kruppa w 1843 roku, nadal należy do najbardziej znanych producentów zastaw stołowych.
Niech inspiracją do świętowania Dnia Musztardy i uszlachetnieniem sobotnich wieczornych spotkań będzie przepis na smaczną, prostą i dietetyczną sałatkę.
Sałata zielona à la Zamoyski
W rodzinie hr. Zamoyskich posiadają wyborny sposób zaprawiania świeżej sałaty. Otóż zdobywszy ten sekret, przyznaję nie zupełnie legalną drogą, dzielę się nim z czytelniczkami Bluszczu. Widzę zdziwienie na twarzy nie jednej hrabiny Zamoyskiej, ale cóż robić, każdy myśli o sobie i o ile może, powinien w swej sztuce starać się o wszelkie innowacye. Świeżą, zieloną sałatę główkową, czy też krzaczkową, o ile można, jak najżółtszą obrać opłukać i w czystą serwetę włożywszy, ująwszy serwetę za cztery końce, z wody wytrząsnąć (mój sposób). Usmażyć na maśle cienką grzankę chleba, natartą przed smażeniem czosnkiem, położyć ją wystudzoną na salaterce, gdzie ma być zaprawiana sałata, położyć na grzance sałatę i przykryć talerzem, niech tak poleży pół godziny. Wtedy wyrzucić chleb; na osobnej miseczce rozrobić na 4 osoby dwa żółtka na twardo (ja kładę na miękko ugotowane, ale u hr. Zamoyskich na twardo); - łyżeczkę angielskiej musztardy, szczyptę białego pieprzu, dwie łyżek dobrej oliwy i łyżkę bardzo mocnego octu winnego - rozmieszać to doskonale, wlać na sałatę, wymieszać i dopiero osolić (to ostatnie jest także moje doświadczenie, wszyscy solą bowiem najpierw, a sałata zaraz flaczeje, soląc zaś na końcu tak delikatną roślinę, jak sałata, liście tejże przeniknięte poprzednio oliwą i octem, pomimo iż będą osolone nie stracą tak łatwo świeżości). Sałata cała nabiera z owej wyrzuconej grzanki z czosnkiem smaku ostrego, tak zwanego po kucharski „pikantnego”, a nawet ci, co nie znoszą cebuli i czosnku, nie poznają, co jest przyczyną tego podniesionego smaku.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa, w swej rubryce dla czasopisma „Bluszcz” z 11 maja 1887 r.
Na fotografach kozłowieckie musztardniczki.